To już prawie pewne: prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie, którzy rządzą co najmniej dwie kadencje, nie będą mogli startować w najbliższych wyborach samorządowych. Prezes Jarosław Kaczyński zapowiada wprowadzenie takiej regulacji podczas partyjnego objazdu kraju. Dodaje wprawdzie, że ostateczne decyzje należą w tej kwestii do Trybunału Konstytucyjnego, ten jest jednak zdominowany przez nominatów PiS, sprawa wydaje się formalnością.
Co to oznacza dla Bydgoszczy? Za niecałe dwa lata czekają nas wyjątkowo ciekawe wybory. Platforma Obywatelska musi w ekspresowym tempie wykreować nowego, miejskiego lidera. Zapowiedzi Kaczyńskiego tchnęły też nowego ducha w działaczy innych ugrupowań, którzy zdawali sobie sprawę, że Rafał Bruski byłby faworytem głosowania. Takiego poruszenia w partyjnych strukturach nie było od dawna. Jeśli nie Bruski, to kto? Z doniesień, jakie płyną z obozu PO, wynika, że opcji jest kilka, a każda z nich ma swoich radykalnych zwolenników i równie zapalczywych wrogów. Kiedy zapadnie decyzja, kogo wystawi Platforma? Najpóźniej jesienią. Chyba że PiS wcześniej zdecyduje o zmianach w ordynacji wyborczej. Przyjrzyjmy się ewentualnym kandydatom.
Zacznijmy od najmniej prawdopodobnej opcji: Sebastian Chmara, były sportowiec i wiceprezydent Bydgoszczy. Plusy - znany publicznie, głównie z transmisji zawodów sportowych, medialny, w idealnym wieku do pełnienie takiego stanowiska. Z doświadczeniem w samorządzie, przez kilka lat pracował przecież w ratuszu. Minusy - nie jest politycznym zwierzakiem. Ta walka będzie brutalna i krwawa, PiS nie przepuści żadnej okazji do ataku, w kandydata PO będą wymierzone działa z każdego biura poselskiego, gabinetu każdego radnego. Chmara jest zaprawiony w walce, ale na bieżni, a w nie w kampanii wyborczej. I jeszcze jedno - nie miałby motywacji finansowej. Prowadzi działalność w zakresie marketingu sportowego na skalę ogólnopolską, powodzi mu się świetnie. O prezydencką pensję bić się raczej nie musi.
Ciut większe szanse na nominację miałby Łukasz Krupa. Ten były działacz i poseł Ruchu Palikota przeszedł przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi na stronę PO. W ratuszu odpowiada za kwestie związane ze stowarzyszeniem Metropolia Bydgoszcz. Ma aspiracje polityczne, o czym najlepiej świadczy ukończenie kursu w Szkole Liderów, kuźni kadr dla wszystkich partii. Minusem Krupy jest mała wyrazistość, słaba rozpoznawalność. Nie do końca akceptują go też działacze PO w mieście. Niby swój, a jednak obcy.
Naturalnym kandydatem na następcę byłby szef miejskich struktur PO Paweł Olszewski. I nie jest wykluczone, że - jeśli nikt lepszy się nie znajdzie, będzie musiał się z tym zmierzyć. Olszewski o rozpoznawalność i wyrazistość martwić się nie musi. Poseł od kilkunastu lat, w polityce od zawsze, z doświadczeniem ministerialnym, a jako rzecznik prasowy klubu parlamentarnego PO przez lata nie wychodził z telewizji. Dwa czynniki nie przemawiają jednak na jego korzyść. Pierwszy, to słabe wyniki, jakie osiąga w wyborach parlamentarnych. Wchodzi wprawdzie do Sejmu, jednak liczby szału nie robią. To oznacza, że wyborcy mają z nim problem. I drugi - bydgoszczanie wielokrotnie pokazywali, że nie chcą widzieć urzędujących posłów w roli prezydenta miasta. Przekonała się o tym Teresa Piotrowska, przekonał Andrzej Walkowiak.
Na giełdzie pada jeszcze jedno nazwisko: Piotr Tomaszewski, skarbnik miasta. Nasz informator z PO: - To może być czarny koń tych wyborów. Fachowiec, ekonomista, świetny mówca. Znany w mieście, bo przecież występuje często obok prezydenta, ale nieograna karta, nieopatrzona.
Rzeczywiście, trudno będzie znaleźć kandydata z lepszymi referencjami. Tomaszewski był prezesem Banku Pocztowego, odbywał staże i szkolenia w renomowanych instytucjach finansowych w Londynie, Brukseli, Monachium. Zasiadał też w zarządach Centrostalu i Adriana SA. Finanse miasta prowadzi bez zarzutu, przyznaje to nawet opozycja. Trudno powiedzieć, jak wypadłby w boju politycznym, którego dotąd raczej unikał.
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze