Joanna Czerska-Thomas, właścicielka firmy marketingowej, .Nowoczesna
Zwolenniczką aborcji nie jestem. I nie mam koleżanki, która idzie na protest, a popiera ?aborcję na życzenie?. Ale niewiele też znam takich, które nie mają wątpliwości, czy są na tyle silne, by urodzić dziecko z gwałtu. Dlatego spotkamy się na czarnym proteście. Nie zgadzam się fundamentalnie z propozycjami zaostrzenia ustawy, ale strajkuję nie tylko po to, by powstrzymać zmiany prawne.
Aborcja stała się tematem, który miał podzielić. I to budowanie fikcyjnych murów między nami mnie wkurza. Znam setki kobiet i wśród nas naprawdę nie ma wyraźnych podziałów w tej kwestii. To nie jest strajk zwolenniczek aborcji. Większość akceptuje, z trudem wypracowany przed laty kompromis. I to niewyobrażalnie boli, gdy ktoś patrzy na nas i mówi: morderczynie, opowiada o holokauście i pokazuje twarze dzieci, pytając: je chcecie zabić?
Wciąż słyszę pytania: czy ten protest coś da? Wierzę, że jest sensowny. Nie tylko w kategoriach politycznych. Protestując licznie, pokażemy, że zbudowanie podziałów między nami się nie udało. Że nie dałyśmy się sprowokować. Liczę, że poniedziałkowy strajk będzie też okazją do dyskusji z kobietami, które jednak dały się zmylić nomenklaturze.
Inicjatywa już zbiera żniwo. Kobiety rozmawiają, burzą podziały - na zwolenniczki zabijania nienarodzonych i przeciwniczki - które chcieli zbudować rządzący. Od kilku dni słyszę z różnych stron: dotąd nie angażowałam się w ruchy kobiet, ale w poniedziałek na proteście muszę być. Żeby nie czekać karnie na traumę, którą chcą kobietom zafundować.
Wszystkie komentarze