Lucyna Goldzmyt, 48-latka, przyjeżdża na Frymark ze wsi Wiąg pod Świeciem: - O miodzie mogę opowiadać godzinami. I nie żałuję gardła na Frymarku, nie. Ludzie chcą słuchać, przychodzą nie tylko po produkt. Na Frymarku jestem od roku, już teraz sporo klientów wie, po czym poznać dobry miód, co to pierzga, co to propolis. Pani zna różnice, między nimi, prawda? Miód - wiadomo, powstaje z nektarów. To żeńskie komórki rozrodcze. Pyłek - męskie, te które pszczoły przekształcają na pierzgę. Propolis, mówiąc najbardziej obrazowo, to jest to, czego drzewa i krzewy potrzebują, by przetrwać zimę, zabezpieczyć się przed chorobami i grzybami. Łatwo to zaobserwować na topolach czy kasztanowcach, mają takie lepkie czubeczki pączków.
Jak to działa na człowieka? Propolis pomaga na kaszel, infekcje, nadciśnienie, przeciwgrzybicznie i przeciwwirusowo, działa, na oparzenia też. Może być w kropelkach, maściach. Propolis, moim zdaniem, nie jest smaczny, ale mam klientów, którzy go lubią.
Pierzga z kolei to superluksusowa odżywka. Ma 471 zidentyfikowanych składników. Robię ją w miodzie, smakuje dobrze. Trochę mi na początku przypominał w smaku snickersa. Ale teraz myślę, że snickers się nie umywa. Jak ją jeść? Łyżeczkę w letniej wodzie wieczorem namoczyć, rano wypić. Albo pod język i poczekać aż się rozpuści.
Pierzga oczyszcza wątrobę, nerki, dotlenia mózg, łagodzi objawy klimakterium, hamuje rozrost gruczołu prostaty.
Po spożyciu pierzgi ludzie odczuwają poprawę samopoczucia po miesiącu stosowania. Ale można przekonać się dużo szybciej. Posmaruje sobie pani dłoń i godzinę tak posiedzi. Po umyciu, czy zlizaniu, bo to smaczne przecież, zobaczy pani, jak gładka będzie skóra.
Pasiekę założyła jakieś 20 lat temu Kazimiera, moja mama, gdy przechodziła na emeryturę. Była całkiem zielona w tym temacie, po prostu szukała dla siebie zajęcia. Zimę przesiedziała w książkach, wiosną wzięła się do pracy. Ja zaczęłam jej pomagać cztery lata temu. Zdobyłam tytuł mistrza pszczelarskiego. Nie spodziewałam się, że to tak absorbujące zajęcie. Praca na cały rok. Zaczęłam od zbijania ramek, tych, co się do ula wkłada. Potem przekonałam się, ile z tym wszystkim roboty.
Wybieranie, wirowanie, odsklepianie w sezonie, a zimą - topienie wosku, skubanie pierzgi. 10 dag pierzgi skubie się przez trzy, nawet cztery godziny, zależnie od plastra. Ludzie myślą, że 40 zł to bardzo drogo za trochę pierzgi. Dopiero jak widzą, jak się ją przygotowuje, to milkną. Kiedyś do Gruczna wzięłyśmy plaster i skubałyśmy pierzgę na miejscu. Ludzie płacili po 40 zł i zostawiali nam jeszcze napiwki.
O Frymarku dowiedziałam się na Święcie Śliwki, w 2014 r. Podszedł Piotr Jarecki, popatrzył, co i jak sprzedaję. Posmakował i zaprosił. Od tamtego momentu jestem na jarmarku w Bydgoszczy regularnie, co dwa tygodnie. Ludzie przychodzą, bo chcą porządne produkty jeść. A w tych słoikach w marketach to różne rzeczy można znaleźć. Nazywa to się miód, ale ma adnotację, że zbierany był w Unii i w krajach spoza Unii. Ten spoza Unii często pochodzi z krajów, gdzie przez cały rok jest ciepło. Pszczoły nie muszą robić zapasów, magazynować miodu, dlatego go nie odparowują.
I ten, który pszczelarz z ula wyjmuje, ma nawet 70 proc. wody. Żeby w słoiku nie skisł, pasteryzują go. W 70, 80 stopniach. A miód w tej temperaturze traci przecież wszelkie właściwości. Kupujemy w sklepie bardzo drogi słodzik.
Wszystkie komentarze