W miejscu starego akademika Akademii Muzycznej (nikt tu nie mieszka, bo warunki na to nie pozwalają), tuż obok filharmonii, ma powstać hotel. - Wzoruję się m.in. na Filharmonii Bałtyckiej, w której gestii jest Hotel Królewski na Ołowiance, nawet połączony z gmachem filharmonii - opowiada Maciej Puto. - Elewacja frontowa starego akademika jest chroniona prawem, więc pewnie ją zostawimy, ale całą resztę trzeba wyburzyć. Hotel będzie miał własnego operatora, my zamierzamy czerpać z niego zyski. Chodzi nie tylko o to, by przyjezdni artyści mieli blisko, ale również o centrum rehabilitacji dla naszych muzyków.
Obecnie jednym z największych problemów filharmonii jest brak parkingu. Melomani przyjeżdżający na koncerty nie mają gdzie zostawiać samochodów. - Dlatego planujemy podziemne parkingi na terenie wokół filharmonii. Jesteśmy jeszcze przed ekspertyzą konstrukcyjno-techniczną. Konieczne są badania geologiczne i odwierty - mówi p.o. dyrektora. - Znajdujemy się wprawdzie na terenach tzw. kurzawki bielawskiej, ale bazylika tu stoi i się nie sypie. Już w latach 20. była technologia, która pozwalała budować na takich niepewnych gruntach, więc teraz tym bardziej to nie jest przeszkoda, która nie byłaby do pokonania.
- Planujemy, by - na wzór Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu - operatorem przynajmniej części podziemnych parkingów było miasto - mówi Puto. - Wrocławski gmach stoi w samym centrum, obok jest przepiękny plac, który służy działaniom artystycznym, a pod nim parkingi. Kilkaset miejsc, wielopoziomowy gigant. My mamy skromniejszą powierzchnię, ale to co moglibyśmy zagospodarować, daje nam drugą kubaturę, która już jest.
- Mamy teraz często komplety na widowni i przez obecne foyer trudno się przecisnąć. Gdy je powiększymy, wreszcie będzie można wyeksponować wszystkie zgromadzone przez byłych dyrektorów - Andrzeja Szwalbego i Eleonorę Harendarską - dzieła sztuki. To byłaby ekspozycja stała, a marzą mi się też czasowe, by filharmonia jako galeria sztuki była czynna cały tydzień, nie tylko w trakcie koncertów. Chcemy budować otwartą instytucję, jako syntezę wielu sztuk - tak o niej zawsze myślał dyrektor Szwalbe, rozbudowując kolekcję dzieł sztuki - mówi Maciej Puto.
Kolejny element, który byłby ukłonem w stronę melomanów to salon wydawniczy. Nie tylko z muzykaliami, ale też np. z dziełami sztuki, które można by na miejscu kupić (na zdjęciu obecna ekspozycja dzieł sztuki w foyer).
Filharmonia potrzebuje sali kameralnej o pojemności, której nie ma w Bydgoszczy - na 300-350 osób, akustycznie odizolowanej od pozostałej części. - Obecnie mamy małą salę na 150 osób na dole (na zdjęciu) i gdy odbywają się tu audycje szkolne, to w sali koncertowej wszystko słychać - mówi Puto. - Powinniśmy mieć możliwość prezentacji dwóch oddzielnych programów równocześnie.
Obecne są eleganckie (jedna z nich na zdjęciu), wyposażone w piękne meble... i to wszystko. A garderoba powinna mieć piony kanalizacyjne: toaletę, łazienkę z natryskiem.
Niezbędne są też nowe sale prób sekcyjnych dla muzyków (na zdjęciu jedna z obecnych) i garderoby dla nich. Dziś niektórzy muzycy mają swoje szafki na korytarzach.
- Poza remontem, konstrukcyjnie nie zamierzam ruszać sali koncertowej. Dyrektor Szwalbe by mnie chyba straszył po nocach, gdybym cokolwiek zrobił z tą legendarną akustyką. Dla mnie ona ma o wiele większą wartość niż cała architektura tego gmachu - mówi p.o. dyrektora.
- Po rozbudowie planuję, by w filharmonii, tak jak w operze, powstała restauracja (na zdjęciu restauracja Maestra w Operze Nova). Duża, przyciągająca klientów. Ajent restauracji w pakiecie będzie musiał obsługiwać bufet dla pracowników. Nie ma w nim wielkiego obrotu, więc obecnie nie ma chętnego do prowadzenia. Artyści spędzają w miejscu pracy dużo czasu, takie miejsce jest niezbędne - mówi Puto.
- Moją filozofią jest "zaopiekowanie się" starym gmachem. Mamy swoje cudo, które musimy chronić. Tak też przedstawię to architektom, którzy będą tworzyli projekt rozbudowy filharmonii - mówi Maciej Puto. - Marzy mi się ikona architektoniczna, o której będzie się mówiło. Nie łudzę się, że to będzie piramida w Luwrze, ale coś wyjątkowego na skalę kraju na pewno może być.
- Toruńskie Jordanki (na zdjęciu) kosztowały ok. 225 mln zł, NOSPR w Katowicach - jakieś 260 mln zł, to będą pewnie podobne koszty. Muszą być w to zaangażowane pieniądze europejskie - to remont, więc możemy pozyskać około 5 mln euro. Będziemy też zabiegać o pieniądze od marszałka, nie obędzie się też bez pomocy budżetu państwa - mówi Maciej Puto. -Cieszę się, bo czuję ogromną życzliwość marszałka dla tej inwestycji. Mówi, że "będziemy stawać na głowie, by zdobyć pieniądze". Całą rozbudowę będzie prowadził departament inwestycji Urzędu Marszałkowskiego. Ludzie stamtąd już u mnie byli, bardzo długo rozmawialiśmy, pokazałem im gmach, zdecydowali: ruszamy.
Absolwent bydgoskiej Akademii Muzycznej, Podyplomowych Studiów Administracji i Zarządzania na UKW oraz Studiów dla Menedżerów Kultury w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. W latach 1995-2007 rzecznik prasowy Filharmonii Pomorskiej. Przez 25 ostatnich lat występował jako konferansjer, kształci obecnie adeptów tej sztuki na bydgoskiej AM. Przez wiele lat prowadził też działalność gospodarczą w zakresie produkcji wydarzeń artystycznych. Od 2011 r. do 2015 kierował Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury rozbudowując je i unowocześniając kierunki działania oraz inicjując konferencje ?MK21.? integrujące menedżerów domów kultury województwa kujawsko-pomorskiego.
W maju 2015 r. wygrał konkurs na dyrektora bydgoskiej filharmonii, ale ówczesna minister kultury i dziedzictwa narodowego nie zaakceptowała tej nominacji z powodu zastrzeżeń wobec organizacji i przeprowadzenia konkursu. Ostatecznie od września Maciej Puto jest p.o. dyrektora Filharmonii Pomorskiej. Marszałek nie chce odpowiedzieć na pytanie, kiedy ta sytuacja się zmieni.
Materiał promocyjny
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze