- Wiktor zadzwonił w niedzielę wieczorem. Na początku chciał wyciągnąć ode mnie kontakt do psychologa. Był mu potrzebny do nowego opowiadania - wspomina Alicja Dużyk, przyjaciółka pisarza. - Później zadzwonił do mnie ponownie, był w stanie wcisnąć już tylko ostatnie połączenie. Zadzwoniłam po karetkę. Gdy dojechałam do jego domu, był już nieprzytomny. O pierwszej w nocy odbyła się operacja.
Żwikiewicz wcześniej przeszedł dwa zawały. W niedzielę miał trzeci. Jego stan jest stabilny, przebywa w bydgoskim Szpitalu im. Jurasza. Przyjaciele podkreślają, że pisarz nie dba o siebie, nie myśli o jedzeniu. Jego posiłki to kawa i papierosy. Najważniejsze są pisanie opowiadań oraz praca.
- Wiktora Żwikiewicza znam od lat. Czytałem jego powieści, komiksy i opowiadania. Byłem jego fanem - mówi poseł Paweł Skutecki. - Teraz jesteśmy przyjaciółmi i tak jak pozostali martwię się o jego zdrowie. Uruchomiliśmy specjalne konto, na które można wpłacać pieniądze. Jego organizm jest bardzo osłabiony. Wiktor ma tylko 600 zł zasiłku, a z tego - jak wiadomo - nie można wyżyć.
Ostatnio Żwikiewicz nie wydaje wiele. Jego wywiady i opowiadania można było przeczytać dwa lata temu w pismach związanych z fantastyką. Pisarz prowadził także cykl recenzji w miesięczniku "SFFH", wspólnie z Markiem Żelkowskim.
- Wiktor ma kilka książek, których nie skończył i cały czas nad nimi pracuje. Twierdzi, że kiedy je wyda, to jego czas dobiegnie końca - mówi Dużyk. - Opowiadałam mu już, że sporo osób chce pomóc, m.in. wiele znanych pisarzy, takich jak Ewa Białołęcka, a także wydawnictwo Genius Creation w Bydgoszczy. Cieszy się jak małe dziecko.
W Bydgoszczy pomoc trwa już od marca. Biorą w niej udział filozofowie i profesorowie, m.in. Marek Siwiec, poeta Grzegorz Grzmot-Bilski czy podróżnik Grzegorz Wałęsa.
Jak można pomóc? Wysyłając pieniądze na konto 96 1020 1475 0000 8002 0238 5466, hasło do wpłaty: "Zasilenie konta". Przyjaciele zbierają m.in. na komputer i odremontowanie mieszkania. Mile widziana jest także pomoc fizyczna.
Wiktora Żwikiewicza, modnego w latach 70. i 80. nie tylko w Polsce bydgoskiego pisarza science fiction, pamiętają dziś tylko nieliczni miłośnicy gatunku. Wydawcy pisali na obwolutach książek "kolega Stanisława Lema i Janusza A. Zajdla". Niegdyś porównywano go do Lema, dziś niemal zupełnie o nim zapomniano. - Kto dzisiaj pamięta kumpli Aleksandra Wielkiego? Zdechłem razem z komuną, chociaż się nie kochaliśmy - wspominał w reportażu Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego "Wiktor dojrzał za późno" .
Grzmot-Bilski wychowywał się na książkach Żwikiewicza: - Gdy byłem nastolatkiem, czytałem głównie Lema i Żwikiewicza. Potem poznałem Wiktora osobiście. Cieszył się uznaniem w środowisku pisarzy. Jeździł na konwenty, spotkania z literatami, zbierał nagrody. W ubiegłym roku zacząłem go odwiedzać w noclegowni dla bezdomnych. Żwikiewicz powtarza losy biblijnego Hioba. Miał wiele: talent, sławę, rodzinę, pieniądze. Wszystko stracił. Czy zostanie mu to zwrócone?
Zakręcony geniusz
Urodził się 19 marca 1950 r. w Bydgoszczy. Wychował się w kamienicy przy ul. Krakowskiej. Z wykształcenia jest technikiem geodetą. W zawodzie pracował przez pięć lat. Później był plastykiem zakładowym, aktorem i współreżyserem sztuk w teatrze studenckim, tragarzem, drwalem w Bieszczadach i pomocnikiem archeologów.
Przede wszystkim jednak był pisarzem. Pierwszą powieść napisał jeszcze w podstawówce. Na kilkunastu kartkach zeszytu w kratkę opowiedział o ekspedycji na Księżyc. O plazmie, która poznaje świat przez dotyk. Obleka sobą rozbite statki, owija w kokon ludzi, by się ich nauczyć. Później napisał kilkadziesiąt opowiadań i cztery powieści.
Zadebiutował w 1971 r. na łamach "Młodego Technika" opowiadaniem "Zerwane ogniwo". Dwa lata później ten periodyk przyznał mu drugą nagrodę.
- Pamiętam, jak odbierał wyróżnienie za opowiadanie "Na mlecznej drodze" - wspomina Maciej Parowski, redaktor naczelny "Fantastyki". - Przyjechał do Warszawy: spóźniony, beztroski, nie powiedział niemal nic. Zakręcony geniusz.
U schyłku lat 70. mówiło się o nim, że jest nadzieją polskiej literatury science fiction. Wówczas był bez wątpienia największą osobowością.
W najlepszych dla niego latach 70. napisał dwie sztuki teatralne nagrodzone w konkursie zorganizowanym przez Teatr Polski w Bydgoszczy: "Tania jatka, czyli smętek pacyfistyczny" i "Bijcie brawo, obywatele".
30 lat temu otrzymał pierwszą nagrodę w konkursie ogólnopolskim za słuchowisko radiowe "W cieniu Sfinksa". W kolejnych latach wydał kilka tomików opowiadań, powieść "Druga jesień", a w 1987 "Delirium w Tharsys".
A potem zamilkł.
Ofiara gier komputerowych
Przestał pisać, bo pochłonęła go nowa pasja - komputer. Na początku lat 90. był fanem gier komputerowych.
Piotr Pieńkowski, były naczelny miesięcznika "Świat Gier Komputerowych": - Pamiętam, że wpadał wtedy do redakcji mojego pisma. Był nałogowym graczem. Spędzał całe dnie przed komputerem. Wtedy praktycznie całkowicie zarzucił pisanie. Gdy już zdołaliśmy go namówić, by dokończył jakieś opowiadanie, wysyłaliśmy jego teksty do czasopism. Zwykle były to jakieś drobiazgi. Redakcje brały jego maszynopisy w ciemno. Nazwisko Żwikiewicza było jak magnes.
Zwykle jednak pisarz nie miał nic do zaoferowania redaktorom naczelnym, bo od rana do nocy pracował nad stworzeniem własnej gry fabularnej "Wieża świata". Niestety, nigdy jej nie ukończył. Niepowodzenie go podłamało. Później przyszły jeszcze problemy osobiste.
Żwikiewicz niechętnie wspomina ten czas: - Nie mogłem sobie poradzić z własnym życiem.
Pewnego dnia wyszedł z domu. Za drzwiami zostawił żonę i trójkę dzieci. Nigdy już nie wrócił: - Nasz związek się rozpadł, nie mogliśmy już żyć pod jednym dachem.
W 2005 r. ukazała się jego ostatnia książka "Kajomars i inne opowiadania".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze