W sobotę, 12 czerwca, w amfiteatrze przy ul. Mostowej odbył się kolejny wiec wsparcia dla ofiar reżimu na Białorusi. Uczestniczący w wiecu Białorusini z diaspory w Kujawsko-Pomorskiem odczytali listy więźniów politycznych Aleksandra Łukaszenki, apelowali o pisanie listów do uwięzionych i bojkot firm wspierających białoruskie władze. Tym razem policja nie niepokoiła uczestników wiecu.
To, co się wczoraj wydarzyło na bydgoskim Starym Rynku, jest niesłychanym skandalem. Na pokojową manifestację, wspierającą ofiary bestialskich tortur i prześladowań, w - podobno - wolnym i demokratycznym kraju ruszył kordon policji. Jako wolne media, mające za podstawę swej misji kontrolowanie władzy w imieniu i dla dobra obywateli, żądamy odpowiedzi: kto wydał taki rozkaz?
- My również walczyliśmy o sprawiedliwość. Mój mąż i ja byliśmy wielokrotnie zatrzymywani i otwarcie grożono nam sprawami karnymi i odebraniem dzieci - opowiada Żanna, uchodźczyni z Białorusi, która znalazła schronienie w Bydgoszczy. - Policjanci dzwonili i przychodzili do nas, dzieci się bały. Do tej pory boimy się połączeń z nieznanych numerów i dzwonka domofonu.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.