Wielu z nas wydaje się, że Ukraińcy sobie poradzili. I oczywiście to prawda. Ale nie dotyczy wszystkich. Wciąż jest mnóstwo potrzebujących. Coraz częściej można spotkać uchodźców proszących o pomoc na ulicy czy przed marketami. To wiele mówi - mówią wolontariusze i zapraszają po wsparcie do nowego punktu przy ul. Kościuszki w Bydgoszczy.
- Walczyłem w Bośni i Hercegowinie. Widziałem wojnę. Widziałem dzieci w czasie wojny. Nie mogłem nie pomóc - mówi Lee Ellerker, który obdarował w Bydgoszczy 120 ukraińskich dzieci i ich matki.
- Na pobyt w hotelu można wydać każde pieniądze. Dlatego robimy wszystko, by uchodźców usamodzielnić. Szukamy pracy, mieszkań, organizujemy spotkania online z rodzinami z Wielkiej Brytanii, gotowymi ich gościć - opowiada Jakub Gołata, który wraz z żoną Małgorzatą wynajął pod Bydgoszczą hotel dla uchodźców.
- Gdy matka z piątką dzieci weszła do pokoju, w którym było ciepło, na półkach leżały zabawki i owoce, zaczęła łkać. Mówić nie mogła. Takie momenty zmieniają też nas, Polaków. Uczą pokory i szacunku dla każdej z naszych chwil - mówi Ewa Adamczak, która koordynuje pomoc dla uchodźców w hostelu Tossta w Bydgoszczy.
Wyobraź sobie: jesteś przerażoną wojną matką. Wykończona docierasz do granicy z Polską. Podchodzi do ciebie jakiś brodaty typ i proponuje, byś wsiadła do jego busa. A potem na jakimś parkingu przekazuje cię komuś, u kogo zamieszkasz. Czułem strach kobiet, którym pomagałem. Postanowiłem, że trzeba działać inaczej, pomagać mądrzej.
Skrzydło budynku Zgromadzenia Ducha Świętego w Bydgoszczy misjonarze oddali Ukrainkom i ich dzieciom. Wyposażyli pokoje, dali czystą pościel i ręczniki. O codzienny dobrobyt gości dba Fundacja Polska.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.